Święta razem spędzonych lat – o rocznicach ślubnych w historii
Bohaterów uroczystości otaczały dzieci, wnuki i prawnuki. Jubilatka występowała w sukni barwy perłowej bądź w toalecie, w kolorze bladego fioletu – z jasnym, koronkowym przybraniem.
Historycy obyczajów są zdania, że małżeńskie jubileusze hucznie obchodzono już w epoce renesansu – we Włoszech, Francji i Austrii. Oczywiście w wyższych sferach – od rodzin panujących poczynając, poprzez bogate familie szlacheckie i kręgi miejskiego patrycjatu. Świętowano uroczyście dziesiątą rocznicę zawarcia związku, a później piętnastolecie tej ważnej chwili, kolejno dwadzieścia lat jakie mijały od dnia zaślubin i ich dwudziestopięciolecie. Przeżycie więcej niż ćwierćwiecza razem czy też doczekanie wspólnie lat czterdziestu, od dnia wymiany obrączek przed ołtarzem – zdarzało się, wobec średniej długości życia w tamtej epoce, niezmiernie rzadko.
Dopiero wiek dziewiętnasty i czasy późniejsze utrwaliły obyczaj obchodzenia kolejnych rocznic. Mowa tu szczególnie o srebrnych i złotych godach, podczas których jubilaci występowali w otoczeniu dzieci, wnuków, a czasem i przedstawicieli dalszych pokoleń. Polskie pamiętniki, pozostawione przez ludzi z kręgów zamożnego mieszczaństwa, szlachty oraz arystokracji, bardzo często opisywały tego rodzaju uroczystości.
Krakowska pamiętnikarka Maria Estreicherówna, której książka „Życie towarzyskie i obyczajowe Krakowa w latach 50-tych XIX wieku” do
dzisiaj jest chętnie czytana przez miłośników historii, wspominała srebrne i złote jubileusze w środowisku krakowskiego mieszczaństwa
i inteligencji. Taką ceremonię rozpoczynała uroczysta msza – zwykle w kościele, gdzie ongiś jubilaci brali ślub. Ołtarz i klęczniki dla dostojnej
pary przybrane były kwiatami, a liczne woskowe świece rozjaśniały wnętrze. Bohaterów uroczystości otaczały dzieci, wnuki i prawnuki.
Jubilatka występowała w sukni barwy perłowej bądź w toalecie, w kolorze bladego fioletu – z jasnym, koronkowym przybraniem. Kapłan
wygłaszał kazanie będące pochwałą małżeńskiej miłości, wierności i rodzinnego szczęścia. Potem święcił po raz wtóry obrączki – wiele
„długoletnich” par nabywało przed uroczystością nowe pierścienie albo kazało jubilerowi odnowić dawne, z wyrytą datą jubileuszu.
Później odbywał się uroczysty obiad i wręczanie prezentów – z okazji srebrnych godów – bibelotów wykonanych z tego kruszcu. Dorosłe dzieci, wedle tradycji, kupowały rodzicom srebrną tacę, a w imieniu wnuków – srebrne filiżanki. Goście wręczali zaś lichtarzyki, figurki, naczyńka na pieprz, sól czy ocet – oczywiście ze srebra. Podczas przyjęcia wznoszono toasty i wspominano.
Jeśli w gronie zaproszonych byli weselni goście sprzed dwudziestu pięciu lat, musieli opowiedzieć o tym pamiętnym, weselnym dniu przywołując jego atmosferę: ludzi wówczas obecnych, stroje, toasty. Wszyscy – nawet małe dzieci – słuchali z uwagą. Zdarzało się – choć niezbyt często – że po srebrnych godach, szczęśliwym jubilatom powiększała się rodzina. O kolejnego potomka. Dorosłym dzieciom
przybywał brat albo siostrzyczka, nieco młodszy od ich własnego potomstwa. Takie „późne” pociechy nazywano żartobliwie „srebrnymi
dziećmi” i witano je z wielką radością.
Opisów uroczystości „złotych godów”, czyli pięćdziesiątej rocznicy ślubu, zachowało się znacznie mniej. Maria Małgorzata z Radziwiłłów
Potocka barwnie opisała w swoich wspomnieniach, te mające miejsce tuż przed wybuchem I wojny światowej – w lipcu 1914 roku, złote gody swoich rodziców, Ferdynanda i Pelagii Radziwiłłów. Do tego święta zarówno złoci jubilaci, jak i czwórka ich dorosłych dzieci, przygotowywali
się prawie rok. Zabytkowy zamek Radziwiłłów w Ołyce odrestaurowano, kupiono wiele stylowych mebli – nawet wspaniałą karocę, która miała zawieźć „złotą parę” do kościoła. Zjazd rodziny i spokrewnionych z Radziwiłłami arystokratów z całej Europy był wielce liczny. Tłumnie stawili się też mieszkańcy dóbr – zarówno ziemianie i zagrodowa szlachta, litewscy chłopi, a nawet żyjący w miasteczkach Żydzi. Mszę celebrował biskup, a jubilaci otrzymali przed ołtarzem dwie wyrzeźbione w hebanie, zdobione złotem laski pielgrzymie. Podczas tego rodzaju uroczystości wręczano je jako symbol długoletniej, wspólnej podróży przez życie. Przyjęcie było wspaniałe. Wszystkich ugoszczono: rodzinę i bardziej dostojnych gości – na zamku, ofi cjalistów i zagrodową szlachtę na dziedzińcach, a chłopów – na folwarkach. Dla Żydów zastawiono stoły z koszernymi daniami na rynkach miasteczek. Opłacono kapele i grajków. Złotych jubilatów obsypano prezentami – rodzina złożyła
się na wielką i kunsztowną zastawę stołową ze złoconego brązu. Było też wiele osobistych podarków. Zagrodowa szlachta napełniła zamkowe
piwnice beczułkami miodu, słojami marynowanych grzybów i wędzonymi połciami dziczyzny. Chłopi przynieśli chleby, rzeźbione łyżki i tkane w domu, lniane ręczniki, Żydzi zaś torty i jedwabne woreczki z bakaliami. Sztuka fotografii była już wówczas na wysokim poziomie, stąd pamiątki uroczystości – albumy pełne fotografii familijnych grup i scen rodzajowych.Wszyscy wyglądają na szczęśliwych i roześmianych, uroczysta atmosfera udziela się gościom stojącym tuż obok „złotych jubilatów”. Ostatnie takie zdjęcia zrobiono w przededniu wybuchu wojny.
Bogna Wernichowska
Więcej tekstów Bogny Wernichowskiej przeczytacie w archiwalnych wydaniach „Magazynu Wesele”.
fot. Unsplash/Bin Thiều