Miłość na rozdrożu – wywiad z Eugenią Herzyk
Dlaczego zdradzamy? Czy warto dawać drugą szansę? Co robić, by do zdrady nie doszło? To pytania, które zadałam Eugenii Herzyk, psychoterapeutce i prezesce Fundacji Kobiece Serca. Niektóre jej odpowiedzi mogą budzić kontrowersje, jednak czasem tylko mocne słowa potrafią wyprostować pokręconą drogę naszego życia. Nigdy nie jest na to za późno.
Centrum Profilaktyki Społecznej przeprowadziło na początku roku badania, z których wynika, że w 2016 roku partnera zdradziło aż 32% ankietowanych. To o 10% więcej niż 5 lat temu, ale – co martwi bardziej – wielu dopuściło się zdrady tuż po ślubie. Nim zastanowimy się, co jest tego przyczyną, proszę o zdefiniowanie pojęcia zdrady, gdyż znamy wiele jej określeń. Jak pani rozumie to słowo?
„Zdrada” ma wiele znaczeń, ale skoro pani zacytowała wyniki konkretnych badań, rozumiem, że będziemy mówić o zdradzie w kontekście sfery intymnej. Ale nawet takie zawężenie tematu nie powoduje, że zdradę można jednoznacznie zdefiniować, dla każdego może ona oznaczać co innego. Dla jednych zdradą jest spojrzenie na osobnika płci przeciwnej, rozmowa na portalu randkowym, pójście na kawę, dla drugich nie jest nią jednorazowy seks czy skorzystanie z usług agencji towarzyskiej. Rozbieżności w podejściu naprawdę są wielkie.
Czyli nie ma ogólnej definicji zdrady?
Uważam, że nie ma, jeśli budujemy ją poprzez sporządzenie listy konkretnych zachowań. Ale można spojrzeć na to z innej perspektywy i nazwać zdradą złamanie wspólnie ustalonych zasad dotyczących wierności. Tylko że najpierw trzeba je stworzyć, określić, na co się umawiamy i jak rozumiemy wierność. Bo przecież partnerzy mogą zdecydować, że nie chcą ograniczać sobie prawa do posiadania seksualnych partnerów na boku. Jeśli nie przegadamy tego w szczegółach przed zaangażowaniem się w związek, może nas spotkać gorzkie rozczarowanie. W tej perspektywie zdrada to tak naprawdę sprzeniewierzenie zaufania, brak lojalności.
Trudno na początku związku ustalać wszystko. Gdzie romantyzm, docieranie się partnerów? Czasami nawet się nie pomyśli, że jakieś zachowanie może budzić u drugiej osoby poczucie bycia zdradzanym.
Powstaje pytanie, od kiedy można mówić o związku. Moim zdaniem relacja przechodzi w ten etap po poczynieniu wspólnych ustaleń. Ślub – jeśli para się na niego decyduje – jest wówczas formalnym ich potwierdzeniem. Niestety, wiele kobiet myli relację ze związkiem. Znają mężczyznę dopiero drugi tydzień, a już wieszają firanki w oknach ich wspólnego domu. Dziewczyna umówi się z chłopakiem na randkę czy dwie, będzie się z nim całować czy lub pójdzie do łóżka i już ma wrażenie, że jest w związku. Co więcej, uważa za oczywiste, że chłopak będzie jej wierny. A przecież on do niczego się przed nią nie zobowiązywał, nie ślubował wierności, niczego nie obiecywał. Jeśli nie powiemy jasno, czego oczekujemy, albo nie zapytamy o oczekiwania drugiej strony, poruszamy się po grząskim gruncie tworzonych iluzji. Choć nie ukrywam, to może być bardzo romantyczne.
Czy ślubowanie sobie miłości i wierności przed ołtarzem nie jest wystarczająco wyraźnym określeniem, do czego kobieta i mężczyzna się zobowiązują?
Problem polega na tym, że bardzo wiele osób wypowiada tę przysięgę bezrefleksyjnie – i stąd tak dużo rozwodów. Chyba mało jest chyba ludzi naprawdę czujących na sobie ciężar tego zobowiązania. Bo wierność nie jest wpisana w naturę ludzką, a popęd seksualny to siła, którą można porównać do tsunami. I trzeba dużej dojrzałości, by móc nim zarządzać. Podkreślam zawsze, że zarządzanie popędem seksualnym nie oznacza walki z nim, ani odcięcia się od niego, swoistego zablokowania swojej seksualności. Tylko będąc w kontakcie ze swoim popędem, można mieć kontrolę nad własnymi zachowaniami seksualnymi.
Za to, że się zdradziło, można zrzucić winę na współmałżonka, że nudny, kłótliwy, czy wycofany, ale nie jest to dojrzała postawa. Tak naprawdę zdrada bardzo często jest objawem wielkiego zagubienia.
Kto częściej zdradza: kobieta czy mężczyzna?
W przeprowadzanych badaniach do zdrad wciąż przyznaje się więcej mężczyzn niż kobiet, ale liczba zdradzających pań ciągle rośnie. Do Fundacji Kobiece Serca trafiają głównie kobiety, które przyłapały partnerów na zdradzie, mniej jest takich, które same przyznały się do skoku w bok. Jest to zrozumiałe, bo cierpienie wywołane zdradą jest zwykle bardziej odczuwane przez osobę zdradzoną, a nie tę zdradzającą.
Skąd, pani zdaniem, bierze się coraz większa skłonność kobiet do zdrady?
Odnoszę czasem wrażenie, że kobiety zachłysnęły się wolnością, jaką wywalczyły, i często zamiast tworzyć własny styl funkcjonowania w świecie, przejmują go od mężczyzn. Imponuje im niezależność, poczucie władzy, częściej niż kiedyś sięgają po alkohol. Samodzielność finansowa dodała im skrzydeł, kobiety stały się odważniejsze, śmielsze, skłonne do podejmowania ryzyka. A i okazji do zdrady nie brakuje – wyjazd służbowy, impreza integracyjna w pracy itp.
Czy środowisko, w jakim żyjemy, ma wpływ na to, że stajemy się podatni na zdradę? Pytam, bo jest wiele różnych statystyk: z jednych wynika, że do zdrady może dojść już kilka lat po ślubie, a z innych płynie wniosek, że ten problem w większym stopniu dotyczy małżeństw z dłuższym stażem.
Zapewne otaczające nas środowisko nie jest elementem obojętnym, ale przede wszystkim ważna jest umiejętność przewidywania konsekwencji swoich działań i wzięcie za nie całkowitej odpowiedzialności. Wiadomo na przykład, że alkohol osłabia kontrolę, czyli trudno uznać za usprawiedliwienie to, że ktoś zdradził po pijanemu. Bo jego decyzją było napicie się. Za to, że się zdradziło, można zrzucić winę na współmałżonka, że nudny, kłótliwy, czy wycofany, ale nie jest to dojrzała postawa. Tak naprawdę zdrada bardzo często jest objawem wielkiego zagubienia.
Na czym polega to zagubienie?
Na dwoistości kulturowych wzorców, ale też na rozbieżności potrzeb. Żyjemy w świecie, w którym z jednej strony promowane są wartości materialne, dążenie do przyjemności, konsumpcjonizm, a z drugiej podkreśla się wagę wartości tradycyjnych i modelu rodziny modelu przepełnionego treściami religijnymi. W opozycji do potrzeb związanych ze zmianą, rozwojem, spontanicznością, podejmowaniem wyzwań ustawia się dążenie do stabilności, trzymania się tego, co znane, budowania swojej strefy komfortu. I jeśli ktoś chce żyć świadomie, winien odpowiedzieć sobie na pytanie – co jest dla niego ważniejsze, co jest priorytetem. Nie można jednocześnie mieć ciastka i go zjeść, a mam wrażenie, że osoby zdradzające stałego partnera usiłują tego właśnie dokonać.
Jeśli ktoś, kto wyznaje tradycyjne wartości rodzinne, dopuści się zdrady, postąpi właściwie, mówiąc o tym partnerowi?
Pracując według założeń psychoterapii humanistycznej, unikam ocen, co jest właściwe, a co nie. Klientce, czy klientowi borykającemu się z takim dylematem pomagam poszerzyć świadomość konsekwencji konkretnych zachowań i dostrzec, na czym w istocie polega dany wybór. Jestem przekonana, że nie zbuduje się bliskości między ludźmi, gdy nie będą oni wobec siebie szczerzy. Jednak nie każdemu zależy na budowaniu jej w małżeństwie, dla wielu ważniejsze jest posiadanie pełnej rodziny, status materialny, wspólny dom. No i święty spokój, który niewątpliwie zostałby zburzony, gdyby przyznali się do zdrady. Z drugiej strony mogę sobie wyobrazić sytuację, w której powiedzenie partnerowi o zdradzie stanie się nadużyciem wobec niego, ponieważ wynika wyłącznie z chęci zrzucenia z siebie poczucia winy. Prawdą jest jednak, że dla wielu par kryzys wywołany zdradą może stać się impulsem do wejścia na inny, wyższy poziom ich relacji.
Domyślam się, że pracę nad scementowaniem wyrwy, jaką spowodowała zdrada, muszą podjąć obie strony. Jak to się odbywa?
W różnych publikacjach i wypowiedziach można się spotkać ze stwierdzeniem, że za zdradę zawsze odpowiedzialne są obie strony. To niejako rozgrzesza osobę, która zdradziła, pozwala jej zdjąć z siebie część odpowiedzialności. Nie zgadzam się z takim podejściem. Za zdradę całkowicie odpowiada ten, który zdradził. Nawet w obliczu trudności w związku wywołanych stricte zachowaniem partnera, on sam mógł podjąć różne inne działania, w ostateczności rozstać się z nim, a nie zdradzać. Ale już inaczej ma się sprawa z odpowiedzialnością za odbudowanie tego, co legło w gruzach, czyli związku. Tu rzeczywiście rozkłada się ten ciężar po połowie, a realną pomocą dla pary może okazać się pójście na psychoterapię.
Na czym ona polega?
W psychoterapii par wyróżnia się dwa odmienne od siebie podejścia. W pierwszym psychoterapia ma pomóc w przezwyciężeniu kryzysu, rolą psychoterapeuty jest sklejanie tego, co się rozpadło. Zresztą wiele par ma takie właśnie oczekiwania wobec terapii i terapeuty. Osobiście wolę drugie podejście, w którym rolą psychoterapeuty jest pomoc przychodzącym do niego partnerom w skomunikowaniu się ze sobą. Tylko tyle albo aż tyle. Bo gdy im się to uda, gdy zaczną siebie słuchać, mówić o własnych oczekiwaniach, potrzebach, o tym, co przeżywają – i, gdy zrezygnują z wzajemnych oskarżeń, będą mogli wspólnie zadecydować, czy nadal chcą ze sobą być i na jakich warunkach. Jeśli nie, podziękują sobie i rozejdą się w dojrzały sposób – i to też będzie oznaczało sukces terapii.
A jak się pani zapatruje na dawanie „drugiej szansy” partnerowi po odkryciu jego zdrady?
Zależy, jaka jest tego motywacja. Dla wielu kobiet wybaczenie, danie „drugiej szansy” wynika z lęku przed rozstaniem, przed samotnością, przed tym, czy sobie poradzą. To tak naprawdę zamiecenie problemu pod dywan. Szybkie zażegnanie kryzysu, byle tylko móc żyć jak dawniej. A tak się po prostu nie da! Gdy doszło do zdrady, to związek w poprzedniej postaci, opartej na zaufaniu, umiera. I trzeba go pożegnać, opłakać, pozwolić sobie na żałobę. Tylko wtedy można zacząć budować coś od podstaw, otworzyć się na nowy związek z tym samym człowiekiem. Wybaczenie komuś zdrady nie jest zadaniem prostym. To proces, który może trwać latami. Im większą krzywdę nam bowiem zadano, tym głębsza rana potrzebuje zagojenia. To z kolei oznacza podjęcie trudu zmierzenia się z różnymi emocjami, które towarzyszą żałobie – złością, smutkiem, rozczarowaniem, bezradnością. Wyzwanie stojące przed osobą, która dopuściła się zdrady, polega na działaniach mających pomóc partnerowi w odbudowaniu zaufania – nawet kosztem ograniczenia swojej prywatności. To swoista pokuta, zadośćuczynienie.
Gdy doszło do zdrady, to związek w poprzedniej postaci, opartej na zaufaniu, umiera. I trzeba go pożegnać, opłakać, pozwolić sobie na żałobę. Tylko wtedy można zacząć budować coś od podstaw, otworzyć się na nowy związek z tym samym człowiekiem.
Jak zatem przeciwdziałać zdradzie, by do niej nie dochodziło?
Jeśli wybraliśmy wierność, musimy nauczyć się zarządzać swoim popędem seksualnym. Panuje powszechne przekonanie, że to przede wszystkim mężczyźni tego nie potrafią. Mówi się, że ich mózg jest inny od kobiecego i z powodu tych różnic mężczyźni ciągle myślą o seksie… Nie jest to prawdą. Kobiety są tak samo seksualnymi istotami, jak mężczyźni i mają równie silny popęd seksualny, natomiast ich wychowanie, kulturowe uwarunkowania oraz pełnione role – z rolą matki na czele – powodują, że wciąż zdradzają rzadziej. Bardzo często kobiecym sposobem na radzenie sobie z popędem seksualnym jest zablokowanie się na jego odczuwanie, podczas gdy u mężczyzn przeważa inny, równie destrukcyjny mechanizm – zalewania się nim, co prowadzi do utraty kontroli nad seksualnymi zachowaniami. W to wszystko wplecione są jeszcze stereotypy dotyczące kobiecości i męskości, no i mamy gordyjski węzeł, w niczym nie przypominający małżeńskiego.
Dziękuję za rozmowę.
WARTO WIEDZIEĆ:
- Zdrada może być definiowana na różne sposoby. To od partnerów zależy, co będą przez nią rozumieć. Bardzo ważna jest więc szczera rozmowa już na samym początku związku.
- Osoba zdradzająca nie może tłumaczyć swojego postępowania problemami w związku. To tylko od niej zależy, czy podejmie próbę wyjaśnienia trudnej sytuacji, czy podąży za chwilowym popędem i dopuści się zdrady.
- Aby przezwyciężyć kryzys w związku po zdradzie, potrzeba czasu. Wówczas osoba, która zdradziła, powinna postarać się odbudować utracone zaufanie.
Rozmawiała Justyna Abdank-Kozubska
Magazyn Wesele 4/48/2017
Eugenia Herzyk – psychoterapeutka, założycielka i prezeska Fundacji Kobiecie Serca działającej od 2007 roku. Jej głównym celem jest udzielanie pomocy psychologicznej kobietom uzależnionym od miłości. Fundacja ma dwa ośrodki terapeutyczno-rozwojowe: w Krakowie i Warszawie. Oferta pomocy obejmuje konsultacje i psychoterapie indywidualne (także przez Skype), grupy rozwojowe i terapeutyczne oraz warsztaty. Więcej na www.kobieceserca.pl