Magia ślubnej sukni

Przez stulecia najważniejszy i najbardziej okazały strój w życiu kobiety, bez względu na epokę i społeczną sferę. Księżniczka, mieszczka czy chłopka – każda kobieta starała się iść do ołtarza ubrana jak najwspanialej i w sukni, która z nawet niepozornej powierzchowności dziewczynę uczyniłaby powabną. I nawet jeśli nie byłaby to świetna ceremonia w obecności tłumu gości, Panna Młoda powinna przyciągać wzrok zgromadzonych.

Bogna Wernichowska

Najczęstszy dziś kolor ślubnej szaty, biel, dopiero w epoce romantyzmu stał się tradycyjną barwą ubioru panny młodej. W antycznej Grecji była to purpura, w Rzymie kolor pomarańczowy, w epoce renesansu – błękit i fiolet, a w barokowych Niderlandach nawet czerń przyozdobiona złotymi haftami lub koronkami.

Obyczaje zaślubin

Ślubną suknię szyły profesjonalne szwaczki lub niewiasty z rodziny narzeczonej. Nawet najbardziej zręczna w posługiwaniu się igłą panna nie powinna szyć sama weselnego stroju, nawet gdyby sporządzała własnoręcznie swoją wyprawę. Postąpienie wbrew temu obyczajowi zapowiadało przyszłe materialne troski w małżeńskim życiu. We Francji i Wielkiej Brytanii uważano nawet, że narzeczona nie powinna mierzyć ślubnej toalety czy wkładać gotowej sukni przed dniem ceremonii. Upinano więc materiał na manekinie albo na niewieście o figurze i wzroście zbliżonych do przyszłej Panny Młodej. Istniał też przestrzegany przez wiele pokoleń obyczaj, według którego narzeczony nie powinien oglądać panny w ślubnym stroju przed ceremonią.

Po weselu ślubną toaletę chowano do szafy, gdzie wisiała wśród innych paradnych strojów jako pamiątka ważnego dnia. W rzadkich przypadkach – i to raczej w okolicznościach niewesołych w rodzaju zubożenia rodziny, wojny i trudnych czasów, jakie przychodziły później – przekazywano czy pożyczano ślubną suknię młodym krewnym czy pannom z rodzin zaprzyjaźnionych.

We wspomnieniach wywiezionych w czasie wojny w głąb Rosji zachowały się opowieści, jak to zabrane w bagażach eleganckie ślubne suknie pozwoliły przeżyć rodzinie właścicielki pierwszą zimę na Syberii czy w Kazachstanie… Z jedwabnej toalety z trenem należącej do pewnej lwowianki uszyto aż pięć strojnych bluzek wymienionych na żywność. W innym przypadku młoda żona lekarza ze Stanisławowa, która – wbrew, wydawałoby się, zdrowemu rozsądkowi – zabrała cały ślubny strój (suknię wraz z dodatkami), wypożyczała swą toaletę na dzień ceremonii mieszkankom małego miasteczka na Syberii, zastrzegając, że niezależnie od ekwiwalentu w żywności będzie zaproszona na poczęstunek wraz z matką i małą córeczką…

FOT.MAT. PRASOWE FIRM BERTA BRIDAL

 Przesądy przedślubne

Ozdoby, które przystrajały XIX-wieczne ślubne toalety – wstążeczki, jedwabne tasiemki czy koronki, odgrywały niekiedy pewną rolę w magii miłosnej. We Włoszech wierzono, że tego rodzaju drobiazg zabrany na zabawę przez pragnącą znaleźć towarzysza życia pannę pozwoli jej szybko poznać właściwego mężczyznę. Stąd młode mężatki ofiarowywały często niezamężnym przyjaciółkom część przybrania ślubnej sukni.

W Niemczech aż do początków XIX stulecia był znany obyczaj szycia ze strojnej ślubnej sukni paradnej sukienki chrzestnej dla pierwszego dziecka, która później zdobiła w dzień chrztu kolejnych potomków. Zdarzało się też, że szczęśliwe mężatki postanawiały przekazać przechowywaną przez lata ślubną suknię córce, a ta z czasem swojej. W zbiorach Śląskiego Muzeum Gospodarstwa Domowego w Ziębicach na Śląsku można oglądać ślubny strój, który w ciągu ponad 50 lat (od 1825 r. do 1880 r.) trzy razy służył pannom młodym z tej samej familii – babce, matce i wnuczce, z niewielkimi tylko poprawkami na rzecz aktualnej mody. Wzruszający symbol małżeńskiego szczęścia trzech pokoleń żeńskiej linii rodziny.

zdjęcie główne: FOT. MAT. PRASOWE MARKI BERTA BRIDAL

Podziel się ze znajomymi!


Zapisz się
do subskrypcji
Magazynu

Otrzymasz od nas
coś fajnego

Zapisz się
do subskrypcji
Newslettera

PARTNERZY:

POLECAMY: