Rozsypane puzzle miłości – o sztuce ich układania

O tym, czym jest asertywność i na jakich fundamentach budować związek, by był on szczęśliwy, rozmawiamy z Eugenią Herzyk, psychoterapeutką i założycielką Fundacji Kobiece Serca.

Każdy związek przechodzi pewne etapy. Po stanie euforii związanej z zakochaniem nadchodzi moment, gdy partnerzy zaczynają dostrzegać dzielące ich różnice, których wcześniej nie zauważali. Pojawiają się pierwsze nieporozumienia, walka o wpływy i chęć postawienia na swoim. Często „niedotarcie się” powoduje rozpad związku, który przecież „tak dobrze się zapowiadał”.

Jak temu zapobiec? Co para powinna ustalić na początku formowania związku, by uniknąć rozczarowania?

Jeżeli para decyduje się na bycie razem, to ważne, aby wspólnym głosem odpowiedziała na pytanie:  „Dlaczego to robimy?”. By było to możliwe, trzeba określić własne oczekiwania wobec drugiej osoby i skonfrontować je z tym, co ona jest nam gotowa dać. Jeśli pominie się ten etap – rozmów, wzajemnych ustaleń – bardzo łatwo później o frustracje, rozgoryczenia lub pojawiające się z czasem trudne do rozwiązania konflikty i awantury. Jeśli kobieta wchodzi w związek, ponieważ pragnie być kochana, czuć się bezpiecznie, chce poczuć sens życia poprzez bycie potrzebną, to znaczy, że ma deficyty rozwojowe, a relacja z mężczyzną ma służyć ich zaspokojeniu. A to prosta droga do wejścia w uzależnienie, bo każdy nałóg charakteryzuje się tym, że szuka się szczęścia na zewnątrz. Dla nałogowca regulatorem emocji staje się dana substancja psychoaktywna lub zachowanie. W uzależnieniu od miłości te zachowania realizowane są w bliskich relacjach, obiektem uzależnienia staje się drugi człowiek. Dla heteroseksualnych kobiet uzależnionych od miłości regulatorem emocji jest mężczyzna, relacja z nim. Mówię z kobiecej perspektywy, choć i wśród panów jest wielu uzależnionych od miłości albo od seksu i miłości, bo te dwa nałogi lubią chodzić w parze.

FOT. AARON BURDEN/UNSPLASH.COM

Jaka zatem powinna być odpowiedź na pytanie: „Dlaczego chcę być z nim (lub nią) w związku”?

W przypadku związków partnerskich, a nie tych opartych na – najczęściej wzajemnym – uzależnieniu, taką odpowiedzią może być: „Chcę poczuć radość z wymiany, wzajemnego dawania i brania, wspólnego tworzenia”. Niestety, wielu młodych ludzi nie zastanawia się nad swoją motywacją wejścia w związek, nie rozmawia o tym z partnerem, czego konsekwencją są rozstania czy rozwody. Łączenie się w pary, zawieranie małżeństwa uważa się za oczywiste i często powiela wzorce wyniesione z rodzinnego domu. Wiele patriarchalnych stereotypów jest wciąż bardzo mocnych, choćby taki, że kobieta zajmuje się domem i wychowaniem dzieci, a mężczyzna zarabia i utrzymuje rodzinę. Oczywiście, taki układ jest możliwy w związku partnerskim, ale wówczas to kwestia wzajemnych ustaleń, a nie odgórnie narzuconych norm.

Przypuśćmy, że para wie, dlaczego chce być ze sobą. O czym jeszcze winni ze sobą porozmawiać?

Związek można przyrównać do wspólnej wyprawy, na przykład w góry. Warto na wstępie przyjąć pewne zasady, według których ustalane będą różne sprawy organizacyjne czy logistyczne, choćby takie, ile czasu spędzamy razem, a ile osobno – każde zajmując się tym, co lubi. Czy też „na jaki szczyt dzisiaj się wybierzemy?”, czyli jakie mamy plany na bliższą i dalszą przyszłość. Przydaje się też przedyskutowanie wzajemnych zobowiązań oraz praw, jakie każda ze stron ma w tej relacji. Przekładając to na rzeczywistość związku, będzie to określenie na przykład tego, czy zobowiązujemy się do monogamii i co przez nią rozumiemy (nie jest to wcale takie oczywiste!), czy chcemy mieć dzieci, jeśli tak, to kiedy, jak będziemy gospodarować finansami…

FOT. JON ASATO/UNSPLASH.COM

Coraz więcej mówi się o potrzebie asertywności, stawianiu granic, dbaniu o siebie. Karierę zrobiło również pojęcie „zdrowego egoizmu”. Czy kierowanie się nim jest dobre w związku?

Nie lubię określenia „zdrowy egoizm”, bo słowo „egoizm” kojarzy się pejoratywnie. Chodzi raczej o świadomość własnych potrzeb i umiejętność ich wyrażania. Ale także o to, kogo uczynimy odpowiedzialnymi za ich zaspokojenie – siebie czy partnera? Bo jeśli partnera, to przyjmujemy wobec niego postawę roszczeniową. A to już nie jest zdrowy egoizm, tylko egocentryzm. W związku partnerskim szanujemy drugą stronę, czyli realizując własne potrzeby, nie przekraczamy granic partnera. Ale też pozwalając partnerowi na realizację jego potrzeb, dbamy, by nie odbyło się z przekroczeniem naszych granic. Istotę związku partnerskiego świetnie ujął Alexis de Tocqueville: „Twoja wolność kończy się tam, gdzie zaczyna się moja”.

Zdarza się, że porzucamy swoje potrzeby na rzecz innych. Dla świętego spokoju, by uniknąć awantur… Czy takie zachowanie świadczy o naszej niedojrzałości?

Jeśli niedojrzałością nazwiemy niedostateczną świadomość siebie, to tak. Bo skupianie się na potrzebach bliskich, na przykład partnera, tak naprawdę może być nieświadomą strategią mającą na celu zaspokojenie własnych potrzeb, takich jak uniknięcie odrzucenia, zmniejszenie ryzyka rozstania, ucieczka przed samotnością. Postawa altruisty ma niestety

CALEB EKEROTH/UNSPLASH.COM

swoje ciemne strony, o których często się zapomina. Kobieta wchodząca w rolę ratowniczki, poświęcająca się – jak to się mówi – w imię miłości, zazwyczaj realizuje własne cele, a podstawowym z nich jest zyskanie poczucia bezpieczeństwa poprzez przejęcie kontroli nad partnerem. Co więcej, biorąc na siebie odpowiedzialność za uwolnienie go od problemów, tak naprawdę go krzywdzi, bo utrzymuje w roli bezradnego dziecka, nie pozwala dojrzeć. Ale jeśli z wyboru przedkładamy czyjeś potrzeby nad własne, bo na przykład sytuacja tego wymaga, lub robimy to ze świadomością konsekwencji, to taka postawa jest dojrzała.

Rozmawianie o naszych potrzebach z partnerem nie jest proste. Dużo zależy od charakteru i umiejętności panowania nad emocjami. Na szczęście istnieją kompromisy, które pozwalają znaleźć w trudnych sytuacjach złoty środek.

„Kompromis” to kolejne słowo, którego nie lubię używać. Kojarzy się z sytuacją, gdy któraś ze stron, albo obie, idą na ustępstwa, rezygnują z czegoś. W rezultacie pojawiają się różne frustracje. Zamiast szukania złotego środka radzę, by uczyć się znajdować rozwiązania określone przez Stephena Covey’a w książce 7 nawyków skutecznego działania jako win-win, czyli takie, przy którym wszyscy są zadowoleni, a ich potrzeby – zrealizowane.

Nie wydaje mi się, by ta metoda była skuteczna przy wyborze na przykład wakacji. Jeśli on chce jechać w góry, a ona nad morze, ostatecznie któraś ze stron będzie musiała ustąpić, nieprawdaż?

Nie zgodzę się. Wszystko zależy od tego, co dla nich jest ważniejsze. Czy miejsce, w którym chcą spędzić urlop, czy to, żeby pojechać z partnerem. Jeśli dla obydwojga ważniejsza jest miejsce, bo na przykład chcą realizować swoje pasje, to kilkanaście dni rozłąki nie zrobi im wielkiej krzywdy, a wręcz może wzmocnić ich relację. Jeśli jednak para wspólnie ustali, że chce się na wakacje wybrać razem, to tak długo powinna rozmawiać, aż znajdzie rozwiązanie, które zadowoli obie strony. Niestety, mankament metody win-win polega na tym, że jest żmudna i czasochłonna. By przyniosła pożądany efekt, trzeba wytrwać w negocjacjach do końca. Jeśli ktoś tupnie nogą, uprze się albo ustąpi, podporządkuje, to nastąpi koniec negocjacji.

Jak to się ma do, tak modnej dziś, asertywności?

Dużo teraz mówi się o asertywności, jednak wiele kobiet nie do końca wie, na czym ona polega. Mówienie „nie” i bycie konsekwentnym to bardzo często nie asertywność, tylko chęć przejęcia kontroli nad partnerem. Asertywność to nie postawa wyrażająca się w stwierdzeniu „teraz ja będę rządzić”, ale umiejętność dostrzeżenia równocześnie potrzeb swoich i drugiego człowieka. Widzi pani tę różnicę?

Tak, teraz wydaje się to oczywiste, jednak w codziennym życiu wdrożenie takich zachowań wymaga czasu i cierpliwości. Nie zawsze postępujemy racjonalnie, często kierujemy się emocjami, a od nich prosta droga do krzyków i wypowiedzianych w gniewie niepotrzebnych słów. Czy nieporozumienia bądź ciche dni w związku mogą mieć pozytywny wpływ na więzi między partnerami? Czy możliwy jest „dobry kryzys”?

Informowanie partnera o swoich potrzebach to sztuka, którą warto poznać, ale sztuką jest również dostrzeganie potrzeb drugiej osoby. Sztuką jest też odstąpienie od pozycji roszczeniowej – wiele kobiet, gdy już nauczy się wyrażać własne potrzeby, ma poczucie, że partner jest zobowiązany je zaspokoić. Podsumowując, przy asertywnych zachowaniach proszę partnera o uwzględnienie mojej potrzeby, a nie żądam, żeby to zrobił.

Proszę o uwzględnienie moich potrzeb? A jeśli partner nie ma na to ochoty?

Nie można się od razu poddać. Spróbujmy drugi raz, trzeci, a nawet dziesiąty. Jeśli partner nie reaguje, to mamy jasność, że nasze potrzeby w ogóle nie są przez niego brane pod uwagę. I zostajemy z pytaniem, czy nadal chcemy być w takiej relacji, czy nie. Jeśli machamy na to ręką, stwierdzając, że związek przynosi nam dużo korzyści (na przykład wysoki status materialny, pełną rodzinę dla dzieci), warto mieć świadomość konsekwencji takiej decyzji. Bardzo często  bezpośrednią konsekwencją bycia w związku z kimś, kto nas nie szanuje, jest obniżenie poczucia własnej wartości. I wiele kobiet zgłasza się do Fundacji Kobiece Serca właśnie z takim problemem.

PABLO HEIMPLATZ/UNSPLASH.COM

Powiedziała pani, by się nie poddawać i próbować przekonać partnera do tego, by miał na względzie nasze potrzeby. Jak prowadzić taki dialog? Jak zapanować nad emocjami, które w nas buzują?

Używajmy zdań zaczynających się od „ja” (co myślę, co czuję), unikajmy osądów i generalizacji (ty zawsze, ty nigdy), wyrażajmy prośby, otwórzmy się na potrzeby partnera. Ciekawą metodą komunikacji, której tajniki warto zgłębić, jest NVC, opracowana przez Marshalla Rosenberga. NVC to skrót od wyrażenia Nonviolent Communication, oznaczającego „porozumienie bez przemocy”.

To bardzo trudna sztuka. Jeśli jedna ze stron tej umiejętności nie posiada, to takiej rozmowy nie będzie, bo to jak rozmowa Polaka z Chińczykiem, tylko że bez tłumacza.

Jeśli partnerzy chcą rozmawiać, ale nie potrafią i widzą, że sobie nie poradzą, to – tak jak mówiłam wcześniej – warto skorzystać z pomocy specjalisty. I tu uwaga. Kobiety często chcą, by psychoterapeuta przemówił do rozsądku mężowi, pomógł skleić związek. Niestety, przy takich założeniach pomoc będzie bezskuteczna, bo psychoterapeuta powinien parze pomóc się skomunikować – i tyle. Nic więcej. To, jaką decyzję podejmie później każde z partnerów, czy zechce zostać w związku, czy się rozstać, jest ich prywatną sprawą. Warto też zwrócić uwagę na fakt, że gdy kobieta sama pójdzie na psychoterapię, zainwestuje w osobisty rozwój, to zaburzy istniejący dotychczas układ. W efekcie relacja przejdzie korzystną metamorfozę albo się rozpadnie, jeśli partner nie zamierza dostosować się do zmian, jakie mu funduje druga strona.

„Brałem cię taką, a nie inną”. Mężczyzna miał w związku pozycję dominującą i nie chce z niej zrezygnować. W sumie trudno mu się dziwić.

No właśnie. Ale często słyszę od swoich klientek, że gdy one zmieniły swoją postawę, to i w zachowaniu partnera można było dostrzec pozytywną odmianę. Każdy na początku się buntuje, ale później może dostrzec walory zmiany. Tworzy się inny układ. Związek, w którym jedno przyjmuje pozycję dominującą, a drugie podporządkowaną, albo związek symbiotyczny, czyli tworzony przez sklejone ze sobą dwie połówki, daje każdemu zarówno korzyści, jak i straty. Tak samo związek partnerski. To wcale nie jest związek idealny, taki, do którego trzeba dążyć. Człowiek świadomy siebie, czy to kobieta, czy mężczyzna, wybiera rodzaj związku, który chce tworzyć, znając jego walory i ograniczenia. Tak na marginesie – coraz częściej to kobieta, a nie mężczyzna, ma w związku pozycję dominującą.

Jakie są zatem uniwersalne rady, z których skorzystać mogliby i ci, którzy dopiero zaczynają wspólne życie, jak i ci, którzy są ze sobą już jakiś czas, ale wciąż nie mogą się w pełni dotrzeć?

To trochę jakby zapytać murarza, jak budować dom. Odpowiedź jest jedna: trzeba zacząć od fundamentów. Fundamentem jest samoświadomość każdego z partnerów, to, co uzyskuje się dzięki rozwojowi osobistemu czy psychoterapii. Liczenie na to, że miłość, związek z ukochanym czy ukochaną rozwiąże wszystkie problemy, jest odsuwaniem od siebie odpowiedzialności za siebie, za własne życie i wybory. Potem już łatwo zrzucić winę za swoje nieszczęście na partnera… Choć może to przynieść chwilową ulgę, na dłuższą metę nie jest konstruktywne. Przypomniał mi się na koniec tytuł książki Evy Marii Zurhorst, który mógłby być taką uniwersalną radą: „Kochaj siebie, a nieważne, z kim się zwiążesz”.

Rozmawiała: Justyna Abdank-Kozubska.

FOT. MAT. JUSTYNA ABDANK-KOZUBSKA

Eugenia Herzyk – psychoterapeutka, założycielka i prezeska Fundacji Kobiece Serca, działającej od 2007 roku. Jej głównym celem jest udzielanie pomocy psychologicznej kobietom uzależnionym od miłości. Fundacja ma dwa ośrodki terapeutyczno-rozwojowe: w Krakowie i Warszawie. Oferta pomocy obejmuje konsultacje i psychoterapie indywidualne (także przez Skype), grupy rozwojowe i terapeutyczne oraz warsztaty. Więcej na www.kobieceserca.pl.

Podziel się ze znajomymi!


Zapisz się
do subskrypcji
Magazynu

Otrzymasz od nas
coś fajnego

Zapisz się
do subskrypcji
Newslettera

PARTNERZY:

POLECAMY: