Mam misję – rozmowa z doktorem Krzysztofem Gojdziem

„Piękno to nie tylko to, co na zewnątrz. W sytuacji, kiedy nie jesteśmy szczęśliwi, nawet przy wspaniałej urodzie – czegoś w nas brakuje.”

Medycyna estetyczna, odpowiednie nastawienie psychiczne i naturalność. O urodzie i zmianach w wyglądzie, rozmawiam z prawdziwym autorytetem w świecie medycyny estetycznej – doktorem Krzysztofem Gojdziem

Jest Pan chyba najsłynniejszym lekarzem medycyny estetycznej w Polsce. Jaka odpowiedzialność się z tym wiąże?

Podchodzę do swojego zawodu z pasją. Kocham to co robię. Staram się nie myśleć o tym, że jestem jednym z najlepszych lekarzy medycyny estetycznej w Polsce, czy o odpowiedzialności, która ciąży na mnie chociażby, podczas prowadzenia wykładów z ramienia Amerykańskiej Akademii Medycyny Estetycznej. Do każdego pacjenta podchodzę z taką samą rozwagą, wiedzą i umiejętnościami.

Nie sądzi Pan, że ciągle jest na cenzurowanym, ze względu na swoją popularność?

Oczywiście, że jestem pod lupą – pacjentów, kolegów, mediów. Jednak powtórzę – robię to, co kocham i nie zwracam na to uwagi. Najważniejszy jest dla mnie warsztat i to, aby pacjent wychodząc z mojej kliniki, czuł się dobrze sam ze sobą.

Pomimo wielu osiągnięć nie zapomniał Pan o najważniejszym – sobie i swoim systemie wartości. Wielokrotnie pomagał Pan bezinteresownie osobom, które ucierpiały w wyniku nieprzewidzianych zdarzeń…

Myślę, że to bardziej pytanie skierowane do mojej ukochanej mamy, która wychowała mnie i ukształtowała w taki sposób. Wpoiła mi system wartości, który oparty jest na szacunku dla drugiego człowieka i pomaganiu innym ludziom, i chyba taki właśnie jestem. Ciężko mi jednak o tym mówić. Trudno jest powiedzieć o sobie, że jest się dobrym, pomagającym, uczynnym. To wszystko bierze się po prostu z potrzeby serca. W życiu nie możemy zwracać uwagi jedynie na swoją karierę i na siebie.

Jeśli chodzi o Pana mamę to widać, że jest pomiędzy wami ogromna więź. Ludzie zazwyczaj wstydzą się publicznie pokazywać uczucia i uzewnętrzniać – Pan nie ma z tym problemu.

Nie wstydzę się tego, że pochodzę z małej miejscowości – Dębna pod Gorzowem, gdzie moja mama ma domek nad jeziorkiem i kurnik. Cieszę się tym, że mama zbiera i przywozi mi jajka z własnej zagródki.  Dlaczego miałbym wstydzić się ją ucałować? Dlaczego miałbym się wstydzić miłości i szacunku dla najbliższych?

Jak to jest z „normalnymi” osobami, które przychodzą do Pana kliniki? Nie obawiają się, że jest to miejsce przeznaczone tylko dla osób z wyższych sfer?

Myślę, że na początku rzeczywiście mogą czuć się nieco zmieszani, ale gwiazdy i celebryci, którzy pojawiają się w mojej klinice, to przecież normalni ludzie. Nigdy nie segreguję osób na lepszych i gorszych, każdego pacjenta traktuję tak samo i mam do niego takie samo podejście. Myślę, że moi pacjenci to czują.

Powtarza Pan często, że piękno nie ma wyłącznie wizualnego podłoża i jest silnie zakorzenione w naszej psychice.

Moje pierwsze kilkanaście minut wywiadu z pacjentką, to analiza tego, z jakim problemem tak naprawdę do mnie przyszła. Czy np. problem krzywego nosa, to nie jest obiekcja zastępcza jakiegoś niepowodzenia w życiu. Bardzo często zamieniam się w psychologa i staram się uświadamiać, że najważniejsze jest to, abyśmy skupiali się na rozwoju wewnętrznym i byciu dobrym człowiekiem. Czasem lepszym wyjściem od ingerencji chirurga medycyny estetycznej jest wysłanie pacjentki na kilka sesji do psychoterapeuty, który pomoże jej uporać się z osobistym problemem. Dzięki temu emanować będzie również uroda – wszystko zaczyna się wewnątrz nas. Piękno to nie tylko to, co na zewnątrz. W sytuacji, kiedy nie jesteśmy szczęśliwi, nawet przy wspaniałej urodzie – czegoś w nas brakuje. Tego błysku w oku, energii.

Jest to podejście, które chyba nie jest bardzo popularyzowane?

Oczywiście, że nie! Większości lekarzy medycyny estetycznej zależy na jednym – na jak największych zarobkach. Każdy patrzy na to, aby zarabiać pieniądze, nie zwraca się uwagi na dobro czy rzeczywiste potrzeby pacjenta. Ja wykonuję swoją pracę z pasji, nie zwracam uwagi na kwestie finansowe. Czuję, że mam misję do spełnienia. Mam czas, aby dłużej porozmawiać z pacjentką i podjąć wspólną decyzję odnośnie tego, czy tak naprawdę mnie potrzebuje.

Rozmawiam z pacjentką i pytam, co chciałaby w sobie zmienić, a następnie przedstawiam jej swoją wizję i propozycje. Bardzo często, powiedziałbym, że w około sześćdziesięciu procentach, zmieniam decyzję swoich klientek.

Jak często przychodzą do Pana osoby młode?

Bardzo często – przede wszystkim dziewczyny, dla których inspiracją są profile na Instagramie czy snapchacie. Chcą wyglądać tak, jak internetowe influencerki. W takiej sytuacji odmawiam pacjentce wykonania zabiegu. Tłumaczę, że powinna skupić się na swoich zaletach, a nie na siłę wyszukiwać mankamentów. Mówię jej, że powinna wykorzystać swoją wyjątkowość. Odnośnie czytelniczek „Magazynu Wesele” – Drogie Panie, nie decydujcie się na zabiegi upiększające tuż przed ślubem! Lepszym wyjściem jest zdecydowanie się na „wersję próbną”, na przykład rok przed uroczystością i poprawienie efektu maksymalnie miesiąc przed.

W jaki sposób odbywa się proces przygotowania do zabiegu?

Rozmawiam z pacjentką i pytam, co chciałaby w sobie zmienić, a następnie przedstawiam jej swoją wizję i propozycje. Bardzo często, powiedziałbym, że w około sześćdziesięciu procentach, zmieniam decyzję swoich klientek. Słuchają mnie jako lekarza, ale też – jako mężczyznę. Często niedoskonałości, które widzą w sobie kobiety, są zaszłościami i kompleksami z dzieciństwa.

A co z klientkami przed ślubem?

Wiadomo – ślub, wesele – każda z kobiet chce wyglądać w tym dniu najpiękniej. Najczęściej, pacjentki przed ślubem przychodzą do mnie poprawić wygląd swojej cery, stosunkowo często pragną zmienić także kształt ust. Zawsze mówię klientkom, aby przyszły minimum kilka miesięcy przed planowaną datą uroczystości. Wtedy leczenie, np. zmian potrądzikowych, będzie najskuteczniejsze, a efekty najbardziej widoczne.

Bardzo często podkreśla Pan, że wszystkie zabiegi, które są dostępne w Pana klinice, sam Pan przetestował. Jak często przychodzą do Pana mężczyźni? W 2015 roku mówił Pan o dziesięciu procentach klientów.

Teraz jest to już dwadzieścia procent. Jest to bardzo śmieszne, bo często kobiety przed ślubem przyprowadzają ze sobą przyszłych małżonków! To nie jest wstyd, że mężczyzna chce zmniejszyć blizny potrądzikowe czy pozbyć się jakichś mankamentów. Tym bardziej, że mężczyzna nie zrobi sobie przecież makijażu. Medycyna estetyczna nie jest już odbierana tak, jak pięć czy dziesięć lat temu. W dzisiejszych czasach tematem tabu nie jest już męski manicure – prawie każdy mężczyzna musi mieć zadbane paznokcie, bo tego wymaga od niego choćby praca. Coraz więcej mężczyzn chce wyglądać lepiej. Co więcej, to młodsi mężczyźni kreują trend dbania o siebie, układają włosy, dbają o swoje ciało, zdrowie.

A co z pielęgnacją?

Na pewno nie można przesadzać – zarówno z zabiegami medycyny estetycznej, jak i pielęgnacją. Do trzydziestego roku życia nie powinniśmy rozleniwiać naszej skóry zbyt intensywną pielęgnacją, na przykład w postaci kremów czy maseczek.

Gdyby miał Pan dać jakąś radę naszym czytelnikom, którzy przygotowują się do ślubu, co by to było?

Kochani, popatrzcie na portrety ślubne swoich rodziców czy dziadków! Jest to niezwykle wzruszające. Możemy wewnętrznie uśmiechać się, patrząc na te twarze, fryzury i makijaże sprzed lat, jednak ludzie wyglądali wtedy po prostu naturalnie, nie było w nich nic udawanego. Nie zmieniajcie się, zostańcie sobą – bądźcie młodymi, naturalnymi i szczęśliwymi ludźmi. Za dwadzieścia czy pięćdziesiąt lat, wasze dzieci i wnuki, będą oglądać wasze zdjęcia tak, jak wy patrzycie dziś na fotografie dziadków. Niech zobaczą w nich naturalność.

 

Rozmawiała: Katarzyna Henel

Podziel się ze znajomymi!


Zapisz się
do subskrypcji
Magazynu

Otrzymasz od nas
coś fajnego

Zapisz się
do subskrypcji
Newslettera

PARTNERZY:

POLECAMY: